1978 Mercedes-Benz 350SL
Mercedes był i jest marką, która konstruuje auta, przyspieszające krążenie krwi u każdego fana motoryzacji. Jednym z modeli, który się do tego przyczynia, jest mający bogatą tradycję SL. Niemal każdy z nas zna „skrzydlaka” spod znaku gwiazdy – jeden z najbardziej charakterystycznych modeli Mercedesa. Linia SL zawsze starała się odznaczać sportowym charakterem i luksusowym poziomem wyposażenia. W roku 1971 zadebiutowała kolejna wersja o fabrycznym oznaczeniu R107. Poziomo ułożone reflektory przednie i tylne (te zaś z charakterystycznymi podłużnymi rowkami) i bardziej aerodynamiczna sylwetka odznaczały nowy model, wyznaczający standardy luksusu i komfortu w latach 70 i 80-tych. Nie jeden z nas marzył bądź marzy, aby zasiąść za kierownicą SL-a. Ja przynajmniej tak, a model 107 szczególnie przypadł mi do gustu już dawno temu.
Na tą chwilę czekałem od lat. Głęboko zakorzeniony obraz smukłego, ślniącego SL-a urzeczywistnił się i stoi przed moimi oczami. Ten właśnie okaz wyprodukowany został w 1978 roku i wszczepiono mu 3,5-litrowy silnik V8 o mocy 147 kW (ok 200 koni mechanicznych) i połączono go ze skrzynią automatyczną. Wyjątkowości nadaje mu lakier w jasnozielonym odcieniu. Perfekcyjnie pasuje do pięknego, słonecznego, niedzielnego poranka, który zwiastuje wspaniałą pogodę na cały dzień. Wyjątkowo smukła i proporcjonalna linia, zdominowana przez długą maskę jest jednocześnie sportowa i elegancka. Duża atrapa chłodnicy z nie mniejszym logo mercedesa została dziś ponownie przywrócona do życia i znajduje swoje nowe wcielenia w najnowszych modelach tej marki, co tylko podkreśla tradycję i wyjątkowość tej nuty stylistycznej.
Już złapawszy za klamkę bicie serca przyspiesza się – masywna, metalowa rączka daje mi poczucie solidności i budzi już na początku respekt i poszanowanie dla klasyka. Duże i masywne drzwi zamykają się solidnym klangiem. Ląduję na szeroko skrojonym i wygodnym fotelu, usytuowanym zdecydowanie niżej niż w przeciętnym aucie. Pozycja siedzenia jest udanym kompromisem pomiędzy sportową a komfortową. Duża kierownica i chromowane, zasłaniające widok wycieraczki przedniej szyby przypominają mi o wieku auta, długa i dość wysoka w porównaniu do pozycji siedzenia maska o aucie, w jakim siedzę – w jakby nie patrzeć sportowym roadsterze. Wykończenie wnętrza iście luksusowe, szczególnie jak na czasy, kiedy zostało wyprodukowane: welur, skóra, drewno, duża ilość chromowanych elementów, elegancko wyglądająca dźwignia automatycznej skrzyni biegów – wszystko to rozpieszcza pasażerów SL-a.
Przekręcenie kluczyka stacyjki budzi do życia 8-cylindrowe serce o dość skromnej jak na tego typu jednostkę pojemności skokowej. Nie odzwierciedla się ona jednak w dźwięku pracy silnika – jego basowy szum, przeradzający się wraz z rosnącymi obrotami w coraz bardziej rasową chrypę wskazują jak najbardziej na to, że pod maską pracuje prawdziwy V8. Wrzucam bieg jazdy do przodu (tutaj „4”) i od samego początku rozkoszuję się miękkością i lekkością, z jaką porusza się ważący ponad 1,5 tony SL. Ochocze i płynne reakcje na dodawanie gazu zachęcają do dynamicznej jazdy, ale też do płynięcia po szosie i delektowania się miękkością pracy zawieszenia – to pracuje w zdumiewający sposób komfortowo. Wszelkie nierówności na drodze zostają połknięte, zanim dotrą do grubo wyściełanych i nie za miękkich foteli. Wnętrze wykonane jest na tyle solidnie i sztywno, iż nie daje się zbyt łatwo rozbudzić stukaniem i klekotaniem nawet na dość wyboistych drogach. Lekko pracujący układ kierowniczy nie ma być może precyzji tych znanych z dzisiejszych aut, jednak w zestawie z zawieszeniem, silnikiem i skrzynią biegów dodatkowo zachęca do spokojnego płynięcia po – najlepiej pozamiejskich – szosach. Tak, spokojne przenikanie po malowniczych drogach – to niewątpliwie najbardziej pasujące środowisko naturalne dla tego Benza. Podróżowanie nim w takich warunkach jest najlepszym lekiem na codzienne stresy i udręki, szczególnie z otwartym dachem przy pięknej pogodzie. Nieważny staje się cel podróży, lecz sama podróż – to prawdziwe delektowanie się klasyczną motoryzacją, nie zakłóconą jeszcze wszechobecnie panującą elektroniką, przepastnymi połaciami syntetycznych materiałów wygłuszających wnętrze, twardym zawieszeniem, mającym spełniać najsurowsze wymogi testów łosia czy felgami o rozmiarach prawie większych niż mogące je pomieścić opony.
W tym aucie jest jeszcze wiele innych czynników, które pozwalają przeżyć je nam bardziej bezpośrednio, niż jakiekolwiek z dzisiejszych aut. Przykładem niech będzie otwierany dach – jego otwarcie następuje ręcznie, a operacja ta wymaga kilku kroków, od zwalniania zawiasów dachu przed otwarciem po naciągnięcie jego struktury po zamknięciu. Samo złożenie jego poszycia w komorze za siedzeniami wymaga wyczucia, aby składając dach nie zagiąć w niekorzystny sposób materiału i odpowiednio złożyć metalową konstrukcję. Ta zapewnia jednak zaskakująco dobrą stabilność całego dachu, nawet przy większych prędkościach. Wszytkie mechanizmy dachu działają prezycyjnie i po małej wprawie dają się szybko obsłużyć. Po jego otwarciu nagrodą jest delektowanie się kontaktem z otoczeniem. Opływający auto wiatr nie jest dokuczliwy nawet na autostradzie, a zagorzałym fanom jazdą Cabrio dostarcza dopiero odpowiednią ilość powietrza do płuc i doznań dla zmysłów. Wypróbowane na moich zmysłach – a próby były czystą przyjemnością.
Dla tych, którzy odnieśli wrażenie, że ten Mercedes nie nadaje się do niczego innego, niż tylko do spokojnego przemieszczania się, spieszę w małą korektą – ten Benz potrafi też inaczej. Wciskam mocniej gaz – auto na początku nieco ospale (długie przełożenia skrzyni biegów) lecz definitywnie mocno i wraz z rosnącymi obrotami coraz zdecydowaniej prze do przodu. Długie przełożenia skrzyni biegów mają tą wadę, że silnik musi zmagać się z dodatkowymi oporami. Zaletą jest jednak nieprzerwane ciągłą zmianą biegów i obrotów przyspieszenie, które dzięki mocnemu silnikowi trwa prawie od najniższych obrotów aż do osiągnięcia przez wskazówkę obrotomierza czerwonego pola. W tym silniku drzemią dwie osobowości – ta spokojnie szumiąca, towarzysząca podczas spokojnej jazdy i ta bestialska, objawiająca się rasową chrypą charakteryzującą typowy silnik V8 po osiągnięciu wyższych obrotów silnika. Czyż nie ma nic lepszego, niż te dwie osobowości połączone w jedno ciało? Niebrzydkie, dodajmy.
Mercedes SL serii 107 w pełni zasługuje na rozmiar gwiazdy, jaką zafundowano mu na przedniej atrapie chłodnicy – jest Mercedesem pełną gębą. To, jak kojąco wpływa na swoich pasażerów i jaką atmosferę stwarza swoją wyjątkowością, można by dzisiaj uznać za najlepszy lek na choroby cywilizacyjne. Tym niemniej dość drogi lek. Sam zakup SL-a w dobrym stanie jest sporym wydatkiem, dodatkowo utrzymanie go nie jest tanią przyjemnością. Przed każdym seansem wellness trzeba się dodatkowo – najlepiej z góry – nastawić na rachunek na stacji benzynowej, bo spalanie rzędu 25 litrów na setkę (benzyny 98-oktanowej) nie jest temu Benzowi obce. Ale któżby roztrząsał takie szczegóły…
Zapraszam do galerii zdjęć poniżej – kliknij na zdjęcie, aby uruchomić przegląd całej galerii.
Komentarzy: 2
Pozostaw komentarz
Trzeba się zalogować, aby dodawać komentarze.
takich stron brakuje – zachęcam wszystki do odwiedzania strony i komentarzy
Bajeczne auto …